Trzeba zastosować akupunkturę miejską na poziomie ludzkich decyzji – mówi Agata Zysiak, twórczyni łódzkiego Stowarzyszenia Topografie w tekście Agaty Listoś (Polska Szkoła Reportażu).
Jedna z łódzkich miejskich legend mówi, że osiedle Stoki budowane dla niemieckich oficerów miało mieć kształt swastyki.
– Nieprawda – zaprzecza Agata Zysiak. Sprawdziła mapy z 1945 roku. Wypytywała o swoją okolicę rodzinę, sąsiadów, mieszkańców. Teraz zna w Łodzi niemal każdy budynek, ulicę, bramę. – Łódź jest trudnym miastem, wielu uważa, że najłatwiej byłoby się wyprowadzić. Inne wyjście to przestać marudzić i zacząć coś robić. Swoje miejsce na ziemi ma się tylko jedno.
Zaczęła od socjologii, ale okazała się dla niej za ciasna. Dobierała więc sobie przedmioty na innych wydziałach: antropologii, etnologii, urbanistyce, kulturoznawstwie, filozofii. Co roku układała swój własny program studiów. – To było uciążliwe, masa dłubaniny, ale nie dałabym sobie zabrać 30 czy więcej godzin z mojego życia na coś, co mnie kompletnie nie interesuje – opowiada.
Na trzecim roku wyjechała do Estonii na Erasmusa. – Na uniwersytecie w Tartu zrozumiałam jak łatwo jest się wyprowadzić, jak szybko nawiązuje się kontakty, zyskuje szersze perspektywy. Ale wiedziałam, że chcę wrócić do Łodzi.
Wróciła z pomysłem...
NIE ZBIERAMY ZNACZKÓW
… na kulturalną mapę Łodzi. Jak wygląda, można obejrzeć na stronie http://www.topografie.pl/mapa/. Do każdego miejsca przypisana jest jego historia, fotografie, wspomnienia. Każdy może się zalogować i poszerzyć historię miejsca o własne przeżycia, doświadczenia. – Ważna jest nie tylko tzw. historia werbla i trąbki, ale też atmosfera epoki, prywatne zdjęcia, pamiętniki mieszkańców, wspomnienia naocznych świadków, właśnie historie niekonwencjonalne. Dopuszczając zwykłych ludzi do głosu, tworzymy także ich więź z miejscem – wyjaśnia.
Projekt powstał w 2007 roku, kiedy Web 2.0 jeszcze raczkowało. Jego realizacji podjęła się go łódzka Ortografika.– To była pierwsza firma, która nam zaufała – opowiada Agata Zysiak. – Powiedzieli, że po prostu musimy się dogadać, tak bardzo spodobał im się projekt. Koszty były na drugim planie. Zresztą nie mieliśmy wtedy nawet 20 procent niezbędnej sumy.
Ideą zaraziła też znajomych. Powstało Stowarzyszenie Topografie. – Na trzecim roku mieliśmy już więcej wolnego czasu. Jeśli się nie zbiera znaczków po zajęciach, to można założyć organizację. Większość pomysłów na akcje mieliśmy już w głowach, potrzebny był tylko sposób, dzięki któremu nasza energia zacznie się uwalniać.
Członkowie Topografii rzadko dostają wynagrodzenie za pracę, ale nie trzeba ich motywować. Po pieniądze na ksero, benzynę, gips tynkowy sięgają do własnej kieszeni.
Agata chciałaby, żeby organizacja zaczęła zarabiać na siebie. – Dostajemy granty na festiwal, grę czy koncert, ale nikt nam nie sfinansuje stałej działalności. Żyjemy od imprezy do imprezy. Obawiam się, że w ten sposób nigdy nie staniemy się profesjonalną instytucją, tylko ciągle będziemy takimi grzebaczami po godzinach.
Na razie koordynatorzy projektów w weekendy kitują, tynkują, skrobią ściany. Bo pierwszym krokiem do profesjonalizacji działalności ma być siedziba. Miejsce wynajęli od Uniwersytetu Łódzkiego. – To był taki budynek zsyłkowy, tam odbywały się wykłady, na które nie było miejsca w siedzibach wydziałów. Na tych zajęciach zimą siedziało się w kurtkach, odpadał tynk – mówi Agata.
Jak skończą remont, w trzech salach będzie galeria, pracownia studiów miejskich i kawiarnia.
DOKTORAT NA WAGĘ ZŁOTA
– Wiadomo, że organizacje społeczne to dla wielu działanie po godzinach, ale żeby działać pełną parą, to trzeba uczynić z tego swoją pracę – wyjaśnia Agata. Na Topografie poświęca prawie cały swój czas, większość na pisanie maili. Nie może się doczekać, kiedy wszystkie rozmowy o projektach będą się odbywały twarzą w twarz. – Dopóki nie będziemy mieć swojego biura, to moja praca będzie polegała na komunikacji pomiędzy ludźmi, rozdzielaniu prac, łagodzeniu konfliktów, bo nie uniknie się ich przy trzydziestu osobach. Choć jestem przewodniczącą, to tylko funkcja – decyzje podejmujemy w grupie, to jest wysiłek wielu osób, nasza wspólna wizja.
Teraz utrzymuje się ze stypendium programu Doktoranci – Regionalna Inwestycja w Młodych. Pracuje nad doktoratem o elitach kulturotwórczych w Łodzi – dla stowarzyszenia.
– Realizujemy projekty popularnonaukowe, wkrótce także naukowe. Z tytułem znacznie łatwiej będzie mi się poruszać po uczelniach, nawiązywać kontakty.
– Poza tym przy wielu grantach naukowych potrzebny jest koordynator z tytułem doktora. Może się okazać, że ten mój doktorat będzie na wagę złota – tłumaczy się, ale nie ukrywa, że pisanie artykułów naukowych sprawia jej fizyczny ból. Pomaga jej chłopak. Razem piszą, robią badania. – Studiujemy razem, więc uzupełnia teoretycznie wiele moich pomysłów, ja upraktyczniam jego. Oboje mamy mało czasu, więc nie ma żadnych kolizji – mówi Agata.
Co roku wyjeżdżają razem ze znajomymi na wakacje. Pakują rowery do jej dwunastoletniej Łady Niwy i jadą na wschód. W tym roku spędzili dwa miesiące w okolicach Murmańska. Cel – objechać dookoła rowerami jezioro Onega. Samochód kupiła specjalnie na wakacyjne wyjazdy. – Ta Łada to wybawienie na wschodzie, wzbudza sympatię, każdy umie ją naprawić, wszędzie są części. Czasem nawet uda się uniknąć mandatu – żartuje.
Byli już w Kazachstanie, Rosji, Armenii, Gruzji. – Południowa i Wschodnia Europa, Azja środkowa modernizują się w zawrotnym tempie. Mam wrażenie, że to ostatni moment na uchwycenie tego, co już odchodzi w przeszłość
KAPITALIZM
Na co dzień jeździ rowerem. Szybciej niż komunikacja miejska, bo 6 kilometrów robi w 10 minut. Poza tym rower nie smrodzi, nie psuje kondycji. Ponad dwa lata dojeżdżała do pracy 16 kilometrów, bo zanim dostała stypendium pracowała w prywatnej firmie.
Założyli ją absolwenci politechniki. Zajmują się mobilnymi technologiami jak fotokody czy bluetooth. Łódź jako pierwsza w Europie wprowadziła mobilny system informacji turystycznej oparty na fotokodach. Już na kilkudziesięciu łódzkich zabytkach znajdują się biało–czarne kwadraty, które po zeskanowaniu ładują na telefon informacje o obiekcie z głosem lektora i krótkimi filmami. Powstają całe fotokodowe szlaki turystyczne, (http://www.odkodujlodz.pl/) jak Wille i Pałace, czy Architektura Przemysłowa.
W dziale promocji firmy spędziła ponad dwa lata. – Mój były szef szukał ludzi, którzy znają się na Łodzi, znalazł mnie przez stowarzyszenie. Wiele się nauczyłam, ale to był bardzo wymagający okres. Jak dostałam stypendium, zrezygnowałam z pracy. Już nie muszę sprzedawać swojego czasu kapitalizmowi, mogę zająć się badaniami.
OTWORZYĆ OCZY
– Łódź zawsze była obca. Razem z Niemcami i Żydami napływał do miasta drapieżny kapitalizm, robotnicze miasto w dworkowej Polsce. Chcemy pokazać, że Łódź ma swoją ciągłość historyczną, krótką, ale jaką treściwą.
Dowodem tego ma być projekt Powiedzieć Miasto – zbiór mówionych historii najstarszych mieszkańców Łodzi, zbieranych metodą wywiadu biograficznego. Rozmowy nagrane na taśmie, spisane i wystawione w gotowej już galerii mają charakter swobodnej wypowiedzi o historii miasta, zapamiętanej od wczesnego dzieciństwa po dziś. Pokazują Łódź, jej kulturę, zwyczaje, miejskie życie oczami mieszkańców.
Cały projekt Archiwum Pamięci Łodzian ma uchwycić to, czego nie ma w konwencjonalnej historii – jednostkowych wspomnień.
–Ten projekt nigdy się nie skończy, zawsze będzie jeszcze choć jedna historia do zebrania – mówi Agata, zdradzając pomysł na książkę z niecenzurowanymi opowieściami profesorów, czy wywiady z kaletnikami i zdunami, których zawody odchodzą do historii.
Najwięcej osób przyciągają jednak gry miejskie. Topografie zorganizowały ich już kilkadziesiąt. Chociażby Łap Złodzieja – jej bohaterem był legendarny bałucki złodziej Ślepy Maks. Albo Zmotaj Fabrykę, która przeniosła uczestników w kapitalistyczny świat interesów. No i grAwangarda poświęcona malarzowi Władysławowi Strzemińskiemu.
– To jest sposób na pokazanie mieszkańcom ich miasta, jego historii. Dzięki nim wiele osób otworzyło oczy na miejsce, w którym żyje.
Zrobili też szkolenie dla nauczycieli. Dali im narzędzia do prowadzenia gier miejskich. – Nasze ziarenko padło na podatny grunt. Niektórzy działają już na własną rękę.
Na miasto można spojrzeć też zza soczewki aparatu. Najlepiej radzieckiego, typu LOMA czy SMIENA, które dziadkowie chowają po kredensach. Efektem projektu Lomuj Łódź (http://www.lomujlodz.pl/index.html) była ściana z prawie 13 tysiącami fotografii wystawiona w Manufakturze.
Na fotografiach pojawiały się też zdjęcia plastikowych bud, które napływały do Łodzi wraz z kapitalizmem. Dzisiaj sprzedaje się w nich pączki i bilety. Jedną z nich wywieźli do Giessen. – Zrobiliśmy to w ramach zemsty za te pralki i lodówki, które przywożą do nas z Niemiec. Okazało się, że nasz symbol kapitalizmu i zmian po '89 roku, odebrali tam jako wspomnienie epoki komunizmu, zupełnie inna perspektywa.
Organizują też olimpiady sportów miejskich (bieg z pogrzebaczem i fajerką od pieca, kapsle, boule, pchełki, turbo golf, bieg po schodach), akcje edukacji regionalnej, organizują festiwale, koncerty. Gromadzą też mapy mentalne mieszkańców Łodzi.
– Prosimy uczestników o narysowanie Łodzi z lat dzieciństwa, młodości i teraz, kiedy są już dorośli. To pokazuje jak bardzo zmienia się perspektywa patrzenia na miasto. Widać to nawet, kiedy organizujemy jakąś wystawę. Młodzi pytają o szatnię i toaletę, starsi o liczbę schodów.
Trzecie urodziny świętowali na Piotrkowskiej. Ustawili na ulicy kanapy, stolik, lodówkę tak, żeby każdy mógł się przyłączyć.
Pomysłów w grupie jest więcej niż środków na ich wykonanie. Od czterech lat wspiera ich kilkadziesiąt instytucji, od Uniwersytetu Łódzkiego, Muzeum Miasta Łodzi, Muzeum Sztuki, IPN, Gminę Żydowską, Krytykę Polityczną po organizacje zajmujące się sztuczkami cyrkowymi.
Agata cieszy się z każdej pomocy, z każdej nowej twarzy, która pojawia się imprezach organizowanych przez Topografie. – Chcemy zmieniać sposób mówienia o Łodzi, wzmocnić tożsamość mieszkańców, choć trudno dotrzeć do tych, którzy najmniej czują się z nią związani. Co nie znaczy, że nie trzeba próbować.
AMERYKA POLSKI
Kiedy pokazuje znajomym miasto, zaczyna od famuł i włókienniczych fabryk Karola Scheiblera na Księżym Młynie.
– Tutaj widać jak działa nowoczesna władza: wielki zegar fabryczny patrzy na całe robotnicze osiedle, podporządkowane fabryce. W tej przestrzeni można zobaczyć jak rodziła się nowoczesność, tylko trzeba umieć patrzeć.
Osiedle Stoki, na którym mieszka opisuje jako element wojennej historii, bo to niemieckie budownictwo. Kamienice i pałace na ulicy Gdańskiej to dla niej dowód na brak urbanistycznych regulacji w budowaniu Łodzi. – To nie jest tradycyjne miasto z rynkiem w centrum. Ciągłość kulturowa była tu wielokrotnie zaburzana. W XIX wieku zubożałe miasteczko dostało szansę na rozwój. W tamtym czasie Łódź była Ameryką Polski. Domy mieszkalne wymieszane są tu z fabrykami, niemalże kominy w oknach. Masę historii niosą ze sobą też cmentarz ewangelicki przy Ogrodowej i łódzkie bramy, w których pozostały ślady dawnych zakładów rzemieślniczych, szyldów, żydowskich szałasów, budowanych specjalnie na obchody święta Sukkot.
Miasto potrafi też drażnić. Agata wymienia samochody parkujące niemal na każdym skrawku chodnika, psie kupy, dziury, budynki komunalne, rozsypujące się kamienice.
– Trzeba zastosować akupunkturę miejską na poziomie ludzkich decyzji, rozsądnie remontować i równoważyć czynsze. Mieszkańcom powinno się zapewnić atrakcyjną alternatywę, a nie wysiedlać ich do bardziej zniszczonych budynków na Bałutach, albo ślicznych baraków na Olechowie, 15 kilometrów od centrum. Możemy sobie zrobić krzywdę budując zamknięte osiedla zarówno dla zamożniejszych jak i biedniejszych mieszkańców.
– Łódź wciąż porównywana jest do wielkiej wsi. Albo przezwyciężymy tę opinię i znajdziemy sobie pole, gdzie możemy być awangardą w środku przemian, albo przekujemy tę peryferyjność na naszą korzyść – mówi Agata. – Trudno pogodzić się z rolą sypialni Warszaw, ale jeśli już nią mamy być, to bądźmy naprawdę atrakcyjną sypialnią. Może wtedy studenci nie będą masowo wyjeżdżać z miasta, gdzie żyje się taniej, spokojniej, a wieczorem można pójść do parku, kawiarni, skorzystać z dobrej oferty kulturalnej. Póki co w Łodzi każdą rzecz trzeba popchnąć, ale jak już się uda to efekt jest znacznie większy niż Warszawie, Krakowie czy Wrocławiu. Ale najpierw trzeba mieć na czym oprzeć swoją więź z miastem, oswoić je. Chciałabym, żeby Łodzianie wzięli odpowiedzialność za przestrzeń wokół siebie, uwierzyli w to miasto, pokochali swoje miejsce na ziemi, choć sama wiem, że to nie jest łatwa miłość
Ale i tak, gdybym nie założyła Topografii...
8 GODZIN
… to założyłabym inne stowarzyszenie. Miałam fantastyczną pracę, dużo swobody, szefa otwartego na pomysły, ale i tak mi przeszkadzało, że nie jestem u siebie. Nie wytrzymałabym, gdybym miała w pracy spędzać 8 godzin i codziennie powtarzać te same czynności. Na razie, dzięki stypendium nie myślę o tym, jak się utrzymać, tylko ile można zrobić. Stowarzyszenie? Ale to nie jest moja praca, przecież robię to, co lubię.
Agata Listoś
Tekst (i towarzysząca mu ankieta) jest częścią cyklu reportaży opisujących oddolne inicjatywy kulturalno–społeczne w różnych polskich miastach. Został napisany specjalnie dla EKK w ramach Polskiej Szkoły Reportażu działającej przy Instytucie Reportażu w Warszawie.